|
|
|
|
|
Październik, bo paździerze
baba z lnu cierlicą bierze Cóż to takiego te paździerze? Są to zdrewniałe części łodyg roślin włóknodajnych – np. lnu (a także konopi), odrzucane przy wytwarzaniu włókien. Odrzucane, ale nie wyrzucane, ponieważ niegdyś robiono z nich sznury, worki, a obecnie służą do produkcji płyt paździerzowych mających zastosowanie w meblarstwie i budownictwie.
| Niebieściutki len zwyczajny Linum usitatissimum
| Uprawa lnu i jego obróbka była dawniej powszechna, ale i bardzo pracochłonna. Zajmowała niemal 200 dni w roku, nikt jednak ani ziemi, ani czasu na len nie żałował. Z jego nasion otrzymywano wartościowy olej, z łodyg – włókna na tkaniny. Nic dziwnego, że ta pożyteczna roślina zajmuje mocną pozycję w kulturze i obyczajowości. Przesądy związane z lnem wskazują na jego dobroczynną rolę. Jak pisze etnograf Michał Fedorowski w swoim „Zielniku roślin użytecznych”:
Podczas żniwa, jeżeli w pobliżu len rośnie, matki zawsze w niem usypiają swe dzieci, gdyż sądzą, że miejsce to ma chronić niemowlęta od uroku, czarów, podwiania i wszelakich sił nieczystych. Skoro sprzęt jakiś, drzewo lub jaką inną rzecz ręka niewidzialna porusza, wtedy dość jest przewiązać przedmiot taki przędzą lnianą, a złe na zawsze ustąpi. Pozytywne postacie z baśni mają często włosy jak len i oczy jak „lnowe kwiatki”. Czyli jakie? Oczywiście błękitne, bo ten len, o którym mowa w bajkach, to jedna z najstarszych roślin uprawnych – len zwyczajny (Linum usitatissimum) – jego kwiaty mają niebieską barwę. Jednak niektóre gatunki lnu (np. Linum grandiflorum – len wielkokwiatowy) mają kwiaty czerwone. Bywają też różowe (Linum pubescens) lub żółte (Linum flavum – len złocisty).
| W Polsce len złocisty jest gatunkiem bardzo rzadkim
|
| | Linum pubescens pochodzi z obszaru śródziemnomorskiego
|
| | Len wielkokwiatowy jest chętnie uprawiany w ogrodach jako roślina ozdobna |
|
A skąd te włosy jak len? Zielone jak łodyga? Żeby to wyjaśnić, najlepiej zacząć od początku, czyli od nasionka. A skoro o bajkach mowa, to może ktoś pamięta baśń Marii Konopnickiej Jak to ze lnem było? Pewien król otrzymał nasiona lnu i zapowiedź, że doczeka się z nich złota. Toteż kazał je posiać i starannie się nimi opiekować. – Poletka z lnem trzeba co najmniej dwukrotnie wypielić z chwastów. Kiedy jednak na polu nie wyrosło złoto tylko rośliny, rozgniewany kazał je wyrwać. – Lnu się nie kosi, tylko wyrywa w całości, aby włókna były jak najdłuższe, co niestety zwiększa czaso- i pracochłonność zbiorów – wrzucić do wody i jeszcze przycisnąć kamieniami. – | Tak włókna łyka odrywają się od części zdrewniałych (tu łodyga konopi)
| W wodzie rozwijają się grzyby saprofityczne i bakterie rozkładające pektyny zawarte w łodydze. W wyniku tego procesu następuje oddzielenie włókien łyka od zdrewniałych tkanek, tych które w późniejszej obróbce staną się paździerzami, kamienie zaś zabezpieczają surowiec przed wypłynięciem. Ale i tego było królowi za mało. Żeby zemścić się na lnie za rozczarowanie, jakiego doznał, kazał wyciągnąć włókna z wody, rzucić pod lasem i zbić rózgami. – Taki zabieg kruszy zdrewniałe części i pozwala na uzyskanie czystych włókien lnianych. Gospodynie w tym celu używały specjalnych narzędzi – międlicy i cierlicy (to ta z przysłowia w tytule). Międlenie i pocieranie lnu na cierlicy przypadało na wolniejszy od prac polowych miesiąc, a że każda gospodyni uczestniczyła w tych zajęciach, to połamane, zdrewniałe części łodyg – paździerze, leciały na prawo i lewo. I stąd nazwa październik.
| Międlenie lnu
| Potem dokładnie wyczesywano długie włókna z resztek paździerzy i krótszych, mniej szlachetnych włókien, by w efekcie otrzymać czyste, długie niczym włosy, jasne pasma. Baśń kończy się szczęśliwie. – Len okazał się złotem dla poddanych króla, którzy swój dobrobyt zbudowali na umiejętności wytwarzania płótna. Droga od nasionka lnu do koszuli jest naprawdę długa, wymaga wiedzy, doświadczenia i cierpliwości. Zebrane za późno łodygi kruszyły się i nie dawały włókien, niedostatecznie wymoczone sprawiały kłopoty przy darciu paździerzy. Król miał więc dużo szczęścia, że choć powodowany gniewem, trafiał ze swoją zemstą w odpowiednim momencie. Ale tak zdarza się chyba tylko w bajkach.
Tak to ze lnem było kiedyś, a teraz?
Przez długi czas tkaniny lniane były w Polsce najbardziej popularnym surowcem na ubrania czy pościel, głównie dlatego, że cały proces uzyskiwania surowca, od wysiania nasion do gotowego produktu – płótna, każdy wieśniak mógł przeprowadzić we własnym zakresie. Michał Fedorowski zanotował w 1883 roku: Chłop litewski dotąd fabrycznych wyrobów nie kupuje. Siermięga na nim samodziałowa, bielizna również z płótna wyrabianego w domu. | Niebo nad głową i pod nogami | W tym czasie popularne już były tkaniny z importowanego włókna bawełnianego, gdyż z początkiem XIX wieku bawełna zdominowała światowe rynki, w tym i nasz. W jej przypadku mechanizacja produkcji włókna nastąpiła już w drugiej połowie XVIII wieku, podczas gdy len musiał czekać na przędzarkę aż do 1810 roku. Skonstruował ją Francuz Filip de Girard. Niewątpliwie to dzięki niemu len mógł dalej konkurować z wyrobami bawełnianymi, gdyż wkrótce pojawiły się nowe urządzenia autorstwa tego francuskiego inżyniera: czesarka i maszyna wytwarzająca przędzę z pakuł. Szczęśliwym dla naszego kraju posunięciem było zatrudnienie tego zdolnego wynalazcy w Królestwie Polskim. Jemu zawdzięczamy otworzenie pod Warszawą pierwszej na ziemiach polskich mechanicznej przędzalni lnu, a było to w roku 1831. Od jego nazwiska pochodzi nazwa miasta Żyrardów, gdzie założono tkalnię, a następnie przędzalnię, tworząc największą w kraju fabrykę wyrobów lnianych. Produkcja krajowego lnu cały czas rosła. W 1928 roku wynosiła 60 tysięcy ton i była niewiele mniejsza od importu bawełny. Dzięki szczególnej ochronie państwa (udzielnie kredytów na rozbudowę przemysłu lniarskiego, podniesienie stawek celnych na włókna importowane) przemysłu lniarskiego nie dotknął rozpoczęty rok później wielki kryzys i aż do drugiej wojny światowej odnotowywano w tym sektorze wzrost produkcji. Prawdziwe załamanie lniarstwa nastąpiło dopiero w latach 90. XX wieku. Jak znaczący był to upadek, pokazuje porównanie powierzchni upraw: w 1965 roku – ok. 120 tys. ha, a w roku 1990 – 120 ha, czyli tysiąc razy mniej. Obecnie trwają próby rewitalizacji przemysłu lniarskiego w Polsce, co wiąże się ze zwiększaniem powierzchni upraw. Co prawda, w epoce tworzyw syntetycznych zapotrzebowanie na len jest mniejsze niż dawniej, ale nadal sięga ono w Polsce 20 tysięcy ton rocznie. Zamiast więc importować surowiec, może będziemy jeszcze podziwiać niebieszczące się pola lnu?
Redakcja Zielnika Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego
Wybrana literatura: A. Jezierski, C. Leszczyńska, Historia gospodarcza Polski, Key Text, Warszawa 1997.
|
|